Uwaga nadchodzi Maja - czyli miesiąc 20-sty
Miniony miesiąc upłynął nam na wizytach, rewizytach, przygotowaniach, świątecznych spotkaniach i szalonych pląsach z tatą. Oj działo się. I nadal się dzieje, bo nasze dziecko wkracza w zupełnie inny świat. Jedni nazywają to buntem dwulatka, inni rozumieją, że dziecko poznaje swoje ja, kształtuje swoją tożsamość i robi to bardzo dobitnie.
Nasz maluch to istny diabeł tasmański. Jest wszędzie. Skacze, biega, tańczy, wspina się na kanapę, skacze po łóżku, a jej ulubiona zabawa to berek! Wciąż chce się ganiać. A najlepiej, jak to robimy w trójkę. No na szczęście babcia nauczyła ją też bawić się w chowanego. Te 3 sekundy, gdy się chowamy siedzi cichutko.
Są już protesty, są awantury, płacze, histerie. Jest wybieranie ciuchów z rana i wyganianie taty z pokoju. Są fochy przy jedzeniu. Uparciuszek i nerwus wychodzi z naszego dziecka. Fakt, że bardzo kochany. Bo wciąż za mną chodzi i powtarza MAMA KOKAJ! Za wszystko dziękuje. Wciąż się uśmiecha, wieczorem prosi o baje i zdecydowanie więcej sama się przytula. No i wciąż nawija. Zasób słów powiększa się z dnia na dzień. Już nie tylko my, ale i reszta rozumie, co chce przekazać. Przy czym rozwala wszystkich swoim NIO zamiast TAK. A mnie się po prostu zrobiło miękko w kolanach, gdy tata nauczył ją, jak mama ma na imię. Madzia w jej wykonaniu brzmi, jak najpiękniejsze imię na świecie. Najsłodsze wykonanie świata.
To był miły miesiąc. Zapach świeżej choinki mieszał się z aromatem pierników i suszonych pomarańczy. Chyba jeszcze nigdy nie miałam takiego naturalnego, wspaniałego drzewka. Było tak spokojnie. Żadnego pośpiechu. Żadnego przedświątecznego szaleństwa. Prezenty kupione o czasie. Czytanie lektur. Odwiedziny bliskich. Spokojna Wigilia. W końcu tylko jedna. Wigilia. I mąż w domu. Randkowanie. Kino. No miodzio.
Całkiem udany miesiąc, prawda? Czy Wasz był równie przyjemny? Jak upływają Wam pierwsze dni Nowego Roku?
Nasz maluch to istny diabeł tasmański. Jest wszędzie. Skacze, biega, tańczy, wspina się na kanapę, skacze po łóżku, a jej ulubiona zabawa to berek! Wciąż chce się ganiać. A najlepiej, jak to robimy w trójkę. No na szczęście babcia nauczyła ją też bawić się w chowanego. Te 3 sekundy, gdy się chowamy siedzi cichutko.
Są już protesty, są awantury, płacze, histerie. Jest wybieranie ciuchów z rana i wyganianie taty z pokoju. Są fochy przy jedzeniu. Uparciuszek i nerwus wychodzi z naszego dziecka. Fakt, że bardzo kochany. Bo wciąż za mną chodzi i powtarza MAMA KOKAJ! Za wszystko dziękuje. Wciąż się uśmiecha, wieczorem prosi o baje i zdecydowanie więcej sama się przytula. No i wciąż nawija. Zasób słów powiększa się z dnia na dzień. Już nie tylko my, ale i reszta rozumie, co chce przekazać. Przy czym rozwala wszystkich swoim NIO zamiast TAK. A mnie się po prostu zrobiło miękko w kolanach, gdy tata nauczył ją, jak mama ma na imię. Madzia w jej wykonaniu brzmi, jak najpiękniejsze imię na świecie. Najsłodsze wykonanie świata.
To był miły miesiąc. Zapach świeżej choinki mieszał się z aromatem pierników i suszonych pomarańczy. Chyba jeszcze nigdy nie miałam takiego naturalnego, wspaniałego drzewka. Było tak spokojnie. Żadnego pośpiechu. Żadnego przedświątecznego szaleństwa. Prezenty kupione o czasie. Czytanie lektur. Odwiedziny bliskich. Spokojna Wigilia. W końcu tylko jedna. Wigilia. I mąż w domu. Randkowanie. Kino. No miodzio.
Całkiem udany miesiąc, prawda? Czy Wasz był równie przyjemny? Jak upływają Wam pierwsze dni Nowego Roku?
0 komentarze